2/11/2015

Zero tolerancji dla spóźnień.

Zero tolerancji dla spóźnień.

W ostatnich latach zaostrzył się przepis dotyczący spóźnień. Kiedyś podobno można było się spóźnić godzinę na partie. Uważam, że skrócenie tego czasu do 15 minut jest wystarczającym rozwiązaniem. Tu przywołam kilka sytuacji.

Sytuacja 1:

Jeden z zawodnik z mojego klubu miał pociąg do Rudnika nad Sanem. Partia rozpoczynała się o godzinie 15:00, pociąg miał 30 minut opóźnienia, mogło się zdarzyć tak, że zawodnik nie zdążyłby, lub przyjechałby na darmo. Na szczęście przyjechał przed 15:00, uważam że gdyby się spóźnił nie powinien przegrać walkowerem.

Sytuacja 2:

W samochodzie pękła opona (zdarzenie losowe). Kilku zawodników może się przez to spóźnić na rundę. Kiedy inny zawodnik z klubu wziął (drugi) samochód i "pozbierał" pozostałe osoby zostało około 25 minut na przejechanie 25 kilometrów. Nie do końca zgodnie z przepisami ruchu drogowego udało się dojechać na czas. Myślę, że przy krótkim spóźnieniu np. 5 minut nie można karać zawodników porażką.

Sytuacja 3:

Turniej szachowy w Nowojaworowsku (Ukraina) tempo P'30. Około dwudziestu osób wyjechało autobusem na pierwszą rundę drugiego dnia (5. runda w turnieju). Partia zaczynała się o godzinie 10:00 (czasu ukraińskiego), w chwili gdy siadaliśmy do stolika była godzina 10:02. Na szczęście był zapis, że można się spóźnić 15 minut. Uważam, że byłoby to krzywdzące, gdyby około 20 zawodników przegrało z powodu spóźnienia autobusu.





Sytuacja 4:

Turniej tempem kołowym, jedna partia tygodniowo. Zmarnowałem 30 minut na dojazd w jedną stronę i tyle samo na powrót. Włączyłem zegar i czekałem, jednak przeciwnika nie było. W regulaminie turniejowym był zapis, że w turnieju nie obowiązuje przepis dotyczący spóźnień, czyli teoretycznie przy tempie P'90+30 powinienem czekać 1,5 godziny na przeciwnika, który i tak się nie zjawił.

Sytuacja 5:

Cracovia 2014/2015. Na runde można się spóźnić 15 minut, planowane rozpoczęcie partii o godzinie 16:00. Przed rundą miał się odbyć wykład o oszukiwaniu w szachach. Wykład się przedłużył, runda rozpoczęła się z opóźnieniem. Jak później usłyszałem jeden z zawodników narzekał, że przeciwnik zjawił się po godzinie 16:15, ale dzięki opóźnionemu wykładowi zdążył w ciągu 15 minut od chwili rozpoczęcia partii przybyć na salę gry.

Sytuacja 6:

Turniej tempem P'15. Po skończonej partii wyszedłem na zewnątrz i rozmawiałem z jednym zawodnikiem. W pewnym momencie inny zawodnik powiedział mi, że rozpoczęła się już kolejna runda i on szybko wygrał. Pobiegłem więc na salę gry, przeprosiłem przeciwniczkę i rozpoczęliśmy grę. Przeciwniczka nie uruchomiła zegara więc graliśmy mając po 15 minut, gdyby nie to miałbym 13 minut, jednak myślę, że zdążyłbym wygrać patrząc na przebieg partii.


Nauczyliśmy się spóźniać, nauczmy się szanować przeciwników. Jeśli ktoś się często spóźnia to to już nie jest sytuacja losowa. Wydaje mi się jednak, że "zero minut" jest lekką przesadą. Oczywiście pomijam jakieś ważne turnieje typu mistrzostwa świata, kontynentu, kraju. Co się stanie jeśli dojdzie do awarii metra? A co jeśli będzie wypadek i droga zostanie zamknięta? A jeśli zawodnik nagle poczuje się źle i będzie musiał skorzystać z toalety? Czy ma (przepraszam za wyrażenie)  zwymiotować koło szachownicy aby nie spóźnić się jedną minutę? Nie da się przewidzieć wszystkich sytuacji, myślę, że przepis nie powinien być tak surowo przestrzegany. W innym przypadku można by zapytać dlaczego innych przepisów nie przestrzegać surowo. Jeśli zawodnik chciałby opuścić salę gry w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych to może sędzia powinien mu zabronić. Przepis przepisem, ale grajmy w szachy, a nie w regulaminy. Jeśli przeciwnik spóźnił się 10 minut na partie może mnie wyprowadzić z równowagi, ale tak samo może wykonać jeden ruch i pójść do pokoju na godzinę (za zgodą sędziego). Szerokim łukiem omijałbym turnieje otwarte, w których przegrałbym partie poprzez kilkuminutowe spóźnienie powstałe w wyniku zdarzenia losowego. Czasami przy kilku rundach dziennie zdarza się, że kolejna runda odbywa się zaraz po zakończeniu poprzedniej. Przy tempie P'60+30 może się zdarzyć, że runda skończy się wcześniej a zawodnika nie ma, bo myślał, że kolejna partia odbędzie się najwcześniej po 3 godzinach. Uważam więc, że warto w takich sytuacjach podać informację o której godzinie najpóźniej może się rozpocząć partia (no chyba, że się jakaś pojedyncza gra przedłuży np. złożona końcówka i 120 posunięć).

Jeśli będę kiedyś sędziował turniej i ode mnie będzie zależało ile czasu można się spóźnić wówczas ustalę następujące limity spóźnień:

  • Turniej tempem do P'15 - można się spóźnić dowolną ilość czasu, jeśli nie ma obydwu zawodników uruchamiany jest zegar białych. 
  • Turniej tempem od P'15 do P'60 - można się spóźnić maksymalnie 15 minut.
  • Turniej tempem od P'60 - można się spóźnić maksymalnie 15 minut, z tym, że mogę wprowadzić zapis, że w turnieju jest limit trzech spóźnień. Jeśli zawodnik trzy razy spóźni się na partie wówczas stosuje zasadę zero tolerancji i tu już nie interesują mnie sytuacje losowe typu awaria metra, jednak wolałbym zostać przy pierwszej opcji czyli max. 15 minut spóźnienia w każdej rundzie.

5 komentarzy:

  1. Dawniej bywało tak (pamiętam, ponieważ byłem świadkiem stosowania tego przepisu), że maksymalny dopuszczalny czas na spóźnienie wynosił 60 minut (!). Według mnie to była "lekka" przesada. Bywały bowiem sytuacje, że zawodnik przychodził po 30, 40 czy 50 minutach - a jego przeciwnik... siedział przy desce i dłubał w nosie (albo się denerwował co się stało, że nie ma jego przeciwnika, gdy inni już grają w najlepsze). Bywały sytuacje, że zawodnicy CELOWO wykorzystywali tę "furtkę", po to aby "palić" przeciwnika, którzy przyszedł punktualnie (albo kilka minut po oficjalnym rozpoczęciu rundy). Teraz natomiast przepis "zero tolerancji" jest (poza rozgrywkami wysokiego szczebla) przegięciem w drugą stroną. O ile w przypadku rozgrywek bardzo poważnych można się bawić w takie cuda, to w przypadku masowych amatorskich - CO NAJMNIEJ nie wypada.

    Kwestią otwartą jest to jakie kryterium zastosujemy - czy jest to 5, 10, 15 czy 30 minut maksymalnego dopuszczalnego spóźnienia. Na pewno jednak za każdym razem powinno się uruchomić zegar zawodnika nieobecnego (w momencie oficjalnego rozpoczęcia rundy). Myślę, że przy partiach tempem szybkim (P15) takie dopuszczalne spóźnienie powinno być nie większe niż 10 minut, natomiast w partiach P30 i tych granych tempem wolniejszym (czyli P60, P90, P120) - 15 lub 20 maksymalnie minut. Można w regulaminie określić, że w wyjątkowych sytuacjach (losowych) każdemu zawodnikowi przysługuje JEDNORAZOWE (maksymalne) spóźnienie do 30 minut, o ile poinformuje on sędziego o tym fakcie do 10-15 minut po rozpoczęciu rundy. Myślę, że tego typu rozwiązanie byłoby chyba dobrym wyjściem, tak aby pogodzić życie realne z maksymalnym komfortem gry i szacunkiem dla tych, którzy przychodzą punktualnie na daną rundę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie nie trafia ta argumentacja. Wynika z tego, że jeśli ktoś złamie rękę (zdarzenie losowe) i zamiast na rundę trafi do szpitala, to eleganckie względem niego byłoby pozwolenie mu rozegrać partię w innym terminie.

    Oczywiście - wszystko można załatwić po dżentelmeńsku - gracz dzwoni, że coś się wydarzyło, sędzia pyta przeciwnika, przeciwnik się zgadza poczekać - ok.

    Ale, niestety, pisanie, że rozliczanie spóźnień "nie wypada", trochę mnie gryzie w oczy. Jeśli nie chcę się spóźnić, biorę poprawkę na możliwe zdarzenia losowe. Jeśli mam przemieścić się po mieście - wystarczy 10-20 minut zapasu; jeśli mam przejechać 300 km, biorę już kilka godzin, najwyżej będę siedział i czekał; jeśli jadę ileś tam kilometrów licząc na to, że będę akurat pół godziny wcześniej, to sam proszę się o kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może trochę niejasno się wyraziłem. Gdy jeździliśmy do Rudnika to zaproponowałem byśmy wyjeżdżali o 14:20-14:25 aby mieć te 10-15 minut zapasu. Było to wystarczające z wyjątkiem sytuacji gdy poszła opona (zdążyliśmy, ale można powiedzieć, że na styk). Oczywiście jeśli ktoś złamie rękę lub zablokują drogę na 2 godziny to trudno, porażka, jednak myślę, że te 15 minut powinno być na wypadek właśnie sytuacji losowych. Chodzi mi o turnieje gdzie może zagrać każdy. Jeśli taki zawodnik spóźni się na partie 5 minut i przegra walkowerem to może się zniechęcić do szachów. Ja nie widzę zbyt wielkiej różnicy pomiędzy zawodnikiem, który spóźnia się 5 minut, a tym, który wykona jedno posunięcie i wstaje od stolika, i idzie gdzieś na 5 minut.

    Jeśli nie pozwolimy się spóźniać, wówczas zawodnik, który spóźni się minutę będzie miał pretensje, że na darmo jechał, a jak pozwolimy się spóźnić 15 minut wówczas zawodnik nie powinien mieć pretensji gdy się spóźni 16 minut.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam ze starych czasów gdy pozwalano się spóźniać godzinę, że niektórzy zawodnicy ZAWSZE przychodzili po czasie rozpoczęcia rundy. Również wówczas, gdy mieli 5 minut piechotą.
    Praktycznie oni się nie spóźniali lecz przychodzili planowo po czasie. Podobnie postępował G.Kasparow aby uniknąć spotkania z fotoreporterami. Przychodził po "czasie dla foto".

    Podobnie na studiach niektórzy "nauczyciele" akademiccy, a ich wzorem i studenci przychodzili 14 minut przed zajęciami. W ich mniemaniu się nie spóźniali lecz wykorzystali "czas spóźnienia".

    ad. Sytuacja 4:
    Wg przepisów, to jak nie ma przepisu o spóźnieniu, to i nie ma spóźnień. Zawodnik przegrywa jak nie zdąży na rozpoczęcie rundy.

    PS "zaczyna się mój konik" :)
    opóźnionemu wykładowi - wykład nie był opóźniony bo rozpoczął się (podobno) planowo
    zdążyłbym wygrać patrząc na przebieg partii - będąc kibicem?

    OdpowiedzUsuń
  5. ad. Sytuacja 4:

    W komunikacie organizacyjnym był przepis o spóźnieniu, nie pamiętam dokładnie jak to było sformułowane, ale chodziło o to, że nie było ograniczenia, czyli z praktycznego punktu widzenia należało włączyć zegar i czekać 90 minut, chyba że sędzia wcześniej przerwie.

    Słyszałem o sytuacji jak jeden uczeń wniósł skargę na MPK, bo się spóźnił na maturę i chyba go nie wpuścili na salę. Okazało się jednak, że ów uczeń zaplanował sobie, że wysiądzie z autobusu i w kilka minut zdąży, nie przewidział tego, że mogą być korki. Myślę, że to nie jest do końca dobre porównanie gdyż w szachy większość zawodników to amatorzy i jeśli będzie się ich karać porażką za minutowy spóźnienie to mogą się zniechęcić do gry.

    Do tej pory tylko jeden raz grałem w turnieju, w którym było zero tolerancji - Rudnik nad Sanem świeżo po wprowadzeniu przepisu "zero tolerancji dla spóźnień". We wszystkich innych turniejach wliczając Cracovie (jeden z największych turniejów w kraju) dopuszczalne było najczęściej 15 minut spóźnienia. Myślę, że gdyby drużyna piłkarska wyszła na boisko o godzinie 20:46 zamiast 20:45 i przegrałaby przez to walkowerem to taka decyzja nie byłaby dobrze odebrana, a spotkałem się z sytuacją, w której minęło 15 minut przerwy i na drugą połowę jedna drużyna wyszła 2-3 minuty po czasie, bez konsekwencji.

    OdpowiedzUsuń