6/24/2016

Nietypowe i niezapomniane historie turniejowe...

Głównym celem tego bloga było przedstawienie sytuacji z punktu widzenia sędziego. Okazało się jednak, że to co miałem napisać na temat sędziowania napisałem, ewentualnie po pewnym czasie dopisałem nową sytuację turniejową i blog praktycznie umarł. Naszła mnie jednak ochota na wpis nie związany za bardzo z sędziowaniem. Postanowiłem więc odbiec nieco od głównej treści, nie wykluczone, że zmienię przeznaczenie bloga na ogólny temat związany z szachami. W tym wątku chciałbym wspomnieć o nietypowych sytuacjach jakie mi się przytrafiły na turniejach szachowych. Wpis będzie bardzo długi, każdą sytuację mógłbym napisać w oddzielnym poście, ale postanowiłem umieścić wszystko w jednym miejscu. Sytuacje ustawiłem chronologicznie, jednak najlepsze na końcu (ostatnia przygoda).



Zanim ukończyłem 18 lat grałem głównie w turniejach szachowych w mojej miejscowości. Wyjątkiem był turniej wojewódzkiej gimnazjady gdzie mieliśmy wyjazd ze szkoły, turniej w ukraińskim Nowojaworowsku (2010), na który pojechałem wraz z klubem a także pojedyncze turnieje w okolicznych miejscowościach, które można zliczyć na palcach jednej ręki. Kiedy poszedłem na studia - do Krakowa liczyłem na to, że zagram w wielu turniejach szachowych. Niestety jak się okazało liczba jednodniowych turniejów w małopolsce jest dużo mniejsza niż na podkarpaciu, zaś w samym Krakowie przeważały turnieje zamknięte - dla zawodników z klubu szachowego, który ten turniej organizował, lub tylko dla juniorów, obecnie ta sytuacja uległa zmianie.